Pogrubiający tusz do rzęs | Rimmel scandaleyes reloaded extreme black

Od początku roku przez moją kosmetyczkę przewinęło się kilka tuszy do rzęs. Nie mam pojęcia, dlaczego o żadnym nie napisałam recenzji. Jednak nic straconego, bo właśnie to nadrabiam, także spodziewajcie się ich kilku. Rimmel, Bourjois, L'Oreal czy Essence? Będzie też o moim typie, ostatnim mega zaskoczeniu oraz o kompletnej klapie.

Ogólnie nie lubię zaczynać postów od stwierdzeń typu: "to kompletne nieporozumienie", niestety jednak tym razem muszę. Jednak chcę, byście mieli świadomość, iż ta recenzja to moja subiektywna opinia, więc dany kosmetyk może Wam się sprawdzić, a jego parametry mogą być dla Was w sam raz. W teorii Rimmel Scandaleyes Reloaded extreme black to czarna, pogrubiająca maskara, która ma za zadanie przykuwać wzrok innych osób do naszych oczu. No, nie powiem. Po części się jej to udało, ale po kolei.

Tusz do rzęs zamknięty jest w czarnym- nijakim opakowaniu o dużych gabarytach. Producent upchał w nim aż 12 ml produktu, co za średnią cenę 12 złotych daje całkiem fajny wynik. Opakowanie jak opakowanie- plastikowe, łatwo drapiące się, ogólnie na wystawę bym go nie zabrała. W torebce natomiast idzie go znaleźć. 
Szczoteczka, czyli coś, co kategorycznie skreśliło ten produkt, jest ogromna. Niestety w połączeniu z moimi małymi lub średnimi oczami pozwoliło uzyskać efekt pandy praktycznie bez wysiłku. Męczyłam się z tą szczotą kilkanaście razy i niestety, ale jak tylko wypuszczę tę recenzję, to maskara będzie szukała nowej właścicielki. Szczoteczka jest tak duża, że ciężko jest nią manewrować. Pomalowanie zewnętrznych kącików oka graniczy praktycznie z cudem. Niestety budowa samej szczoteczki według mnie określa ten produkt jako produkt do bardzo długich rzęs i dużych oczu. Włoski na szczoteczce są długie, a co za tym idzie, nabierają bardzo dużo produktu, którego fizycznie nie jesteśmy w stanie "upchać" na rzęsach. 

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze konsystencja, która jest bardzo rzadka. Początkowo myślałam, że mascara trochę zgęstnieje, jeśli otworzę ją kilka razy i napowietrzę. Niestety nic z tego nie wyszło, mascara po miesiącu nadal jest rzadka, choć często ją wietrzyłam. Udało mi się ją zagęścić i teraz mogę uznać, że da się z nią pracować. Niejako jest to także plus produktu, bo to oznacza po prostu, że żywotność mascary będzie przedłużona. Według producenta powinniśmy zużyć ten produkt w 12 miesięcy po otwarciu, jestem przekonana, że do tamtej pory maskara po prostu nam nie wyschnie.
Extreme black to po prostu piękny, bardzo intensywny odcień czerni. Nie jest to szarość ani marna imitacja koloru. Kupując tę mascarę, otrzymujemy przepiękny kolor.

Ma to być produkt pogrubiający, ale taki efekt według mnie pokazuje się gdzieś przy 3-ciej warstwie. Choć nie zależało mi na pogrubieniu, to jednak cieszyłabym się, gdyby producent dotrzymał swojej obietnicy. Zazwyczaj wybieram naturalny "look" dla swoich rzęs, więc przebolałabym ten mankament, gdyby nie...
... to, że nie jest ona wodoodporna. I tak wiem, że nikt nie pisał, że jest, ale nie pamiętam już, kiedy miałam mascarę do rzęs, która odpływała przy pierwszych łzach, a o to nie było trudno, wpychając sobie tę szczotę do oczu.. Nie mniej jednak, według producenta jest to pożądany efekt, ponieważ mascarę daje się przez to bardzo łatwo usuwać. Można przy tym stosować bardzo delikatne środki do demakijażu, które nie podrażniają oczu.

Jeśli chodzi o mnie, to niestety przyjaźni nie będzie. Kolor i cena nie wynagrodzą mi tego, że nie jestem w stanie nałożyć preparatu na rzęsy. Być może jeśli konsystencja byłaby gęstsza... Teraz moje próby kończą się tym, że rzęsy odbijają mi się na policzkach, jak tylko zamknę oko. Produkt bardzo długo wysycha na rzęsach, więc nie ma mowy o niemruganiu.

Wybrane dla Ciebie

instagram @testownisko