Mój nowy sposób pielęgnacji skóry twarzy | Efekty po miesiącu stosowania Neutrogena Visibly Clear Spot Proofing

Mój nowy sposób pielęgnacji skóry twarzy | Efekty po miesiącu stosowania Neutrogena Visibly Clear Spot Proofing

Życie pani kierowcy czy tudzież pasażera nie jest łatwe dla skory. Częste zmiany wody, działanie przeróżnych mikroelementów zawartych w powietrzu i zmiany klimatu nie rozpieszczają mojej twarzy. Zazwyczaj po powrocie z trasy moja skóra musiała się regenerować. Od jakiegoś czasu jednak problem wyprysków praktycznie przestał mnie dotyczyć, a wszystko zaczęło się od kampanii w Streetcome... I to nie tak, że nie stosowałam żadnych preparatów, czy nie dbałam o skórę. Uwierzcie, że próbowałam dziesiątek produktów i jedne albo nie robiły nic, albo pogarszały sprawę. Problemy ze skórą to także nie był efekt źle dobranych kosmetyków kolorowych bo tych na co dzień nie stosuję. Kolorówka od święta i na randkę. Na co dzień wybieram naturalność. 

Woda wodzie nierówna!

Z największym natężeniem wyprysków na twarzy dotychczas zmagałam się po powrocie z trasy lub kiedy musiałam umyć twarz "w nie swojej wodzie". Efekt tego jest taki, że jeśli gdzieś wyjeżdżam to zawsze zabieram ze sobą wodę w butelce. I choć może czasem wyglądać to komicznie to dzięki temu teraz nie czuję dyskomfortu wychodząc z domu bez makijażu. Ba! Teraz tak mi dobrze, że na spotkania ubieram twarz tylko w ładną fryzurę.

Nie pacamy rękoma twarzy!

W ciągu dnia dotykamy rękoma tysięcy rzeczy, część z nich dotykana jest przez innych. Pewnie wiecie o tym, że nie każdy myje dłonie po wyjściu z toalety... o zgrozo! I tak dotykając wszystkiego zbieramy te wszystkie bakterie i inne cuda o których nie chcę nawet wiedzieć (ot tak, dla spokojniejszego snu). A później siadamy gdzieś rozmawiając z przyjaciółką i podpieramy się rękami, dotykamy nimi policzki, brodę czy podbródek. Te wszystkie żyjątka, które udało nam się skolekcjonować w ciągu ostatnich godzin przenoszą się na twarz, tworząc po prostu stany zapalne. Jeśli już muszę się podeprzeć to robię to wierzchnią częścią dłoni podkładając ją pod podbródek.

Dieta

Przede wszystkim zaczęłam pić dużo, dużo więcej wody. Nie żadnych źródlanych, gazowanych, smakowych itp. Po prostu czystej wody z kranu. Mam to szczęście, że mam dostęp do wody ze studni- co prawda trochę twardej, ale za to nie chlorowanej i nie uzdatnianej sztucznie do picia. Na dzień dzisiejszy wypijam dziennie około 1,5 litra, są to 3 moje ukochane kubki. Ale szukam jakiegoś fajnego- stylowego kubka filtrującego. Do tego oczywiście trzeba doliczyć wodę w żywności którą jednak w ciągu dnia spożywam. 
Więcej zieleniny i żywności typu slow food. Nie będę ukrywać, że jestem mięsożercą i nie przewiduję przejścia na wegetarianizm. Za to w swoim codziennym rozpisie zajęć znalazłam czas na przygotowywanie żywności od podstaw. Sery, wędlinki, przetwory i masa, masa innych rzeczy. Nie ma dla mnie produktu którego nie dałoby się przygotować. Do produkcji zawsze staram się używać najwyższej jakości produktów i najlepiej tych pochodzenia naturalnego. Wiem, że nie każdy ma czas "na takie zabawy". Jeśli ja go nie mam, to jem to, co jest dostępne w marketach, ale zawsze staram się jeść naturalnie i zdrowo. I wcale nie oznacza to, że jestem fitloversem i nie tknę sernika z glutenem. Napiszę teraz coś strasznego: gluten jest zdrowy i potrzebny o ile nie chorujemy na nietolerancję glutenu.

Make-up won!

Zawsze zmywam makijaż od razu kiedy przestaje mi być potrzebny. Jeśli wychodzę w południe na obiad i akurat na tą okazję się maluję, to niezwłocznie po powrocie do domu zmywam makijaż. Staram się nie obciążać skóry bez powodu. Poza tym nie widzę logicznego sensu w tym, aby cały dzień chodzić z makijażem na twarzy kiedy przebywam w domu, nawet jeśli nie sprzątam, nie gotuję, nie piorę, nie doję, czyli kiedy, po prostu nic nie robię. Zanim ktoś mi zarzuci, że Przedmąż to ma strasznie, bo musi oglądać mnie taką na co dzień, to już spieszę donieść, że nie związałabym się z kimś kto uważałby mnie za ładną/ piękna tylko w make-upie. Taki związek wydałby mi się płytki i oparty tylko na wizualnym pożądaniu. Kobietki musicie uwierzyć, że bez makijażu jesteście piękne, bez względu na to co mówi otoczenie. Ale spieszę też donieść, że czasem można się przecież "odstrzelić" na randkę z wybrankiem :)

Myju- myju

Od około miesiąca stosuje nowy żel do mycia twarzy. I tutaj kampania Streetcome była strzałem w dziesiątkę bo produkty, które otrzymałam od Neutrogena okazały się być idealne dla mojej normalnej- delikatnie wrażliwej skóry twarzy z tendencjami z wyprysków. Żaden dotychczasowy płyn tak dobrze sobie nie radził i o żadnym nie powiedziałam jeszcze, że znów po niego sięgnę. A po ten sięgnę na pewno. Dwa razy dziennie, czyli praktycznie zaraz po wyjściu z łóżka lub po porannym spacerze do zwierzątek, do których zdarza mi się chadzać w pidżamce. :P I chwilę przed położeniem się spać; myję twarz żelem Neutrogena visibly clear spot proofing daily wash. Żel nie należy do najtańszych, bo kosztuje około 23 zł, ale jest za to bardzo wydajny. Przy codziennym, podwójnym stosowaniu przez miesiąc zużyłam około 1/3 butelki, więc całość powinna spokojnie wystarczyć na 3 miesiące. Przez kilka pierwszych dni stosowania było widać, że skóra się oczyszcza, wyprysków pojawiło mi się kilka więcej niż zazwyczaj. Z tym, że wypryski o wiele szybciej znikały i nie były tak zaognione jak kiedyś. Na dzień dzisiejszy powiedzieć mogę, że te nie pojawiają się prawie wcale. A jeśli już jakiś zawita to jest mały, niebolący, nieopuchnięty, nie straszący :P i bardzo szybko znikający. Zauważyłam, że w składzie żelu znajduje się kwas salicylowy, który z powodzeniem stosowany jest w kosmetyce celem walki z trądzikiem. Można o nim usłyszeć wiele dobrego, ale trzeba także uważać aby nadmierne jego stosowanie nie wysuszyło skóry. Ja jak do tej pory nie zauważyłam negatywnych skutków stosowania preparatów od Neutrogeny, ale ja nigdy nie miałam problemów ze suchą skórą. A i żel posiada pompkę co zdecydowanie ułatwia jego pobieranie.

Maseczki i peelingi

O maseczkach powiem tylko tyle, że stosuję dokładnie takie same jakie stosowałam pół roku temu, wszystkie naturalne i robione własnoręcznie. Jeśli jesteście zainteresowani tym jakie maseczki można przygotować w domu, to dajcie znać. Nie stosuję masek kupnych bo nie trafiłam na nic co by mnie zachęciło, ale przetestowałam dwie czy trzy, więc praktycznie nic. Natomiast jeśli chodzi o peeling, to raz dziennie stosuję Neutrogena spot proofing smoothing scrub. Ponownie produkt zawiera kwas salicylowy oraz nie zawiera tłuszczy. Drobinki w peelingu są dość małe i nie ma ich jakoś wybitnie dużo. Powiedziałabym, że przyjemnie masują twarz przy czym dogłębnie oczyszczają skórę. Po zmyciu produkty czuć, że skóra jest bardzo przyjemna w dotyku, bardzo aksamitna. I ten efekt bardzo mi się spodobał. Koszt zakupu peelingu i pojemności 150 ml to wydatek rzędu 25 zł. I tutaj nie jest już tak wesoło jak z żelem do mycia twarzy. Bo wydaje mi się, że produktu wystarczy na 2 miesiące i może kilka dni przy założeniu, że stosujemy go raz dziennie jak zaleca producent. Ale to zweryfikuje czas.

Ostatni krok w codziennej pielęgnacji- Nawilżanie

I tutaj także od miesiąca stosuję produkt z serii Neutrogena visibly clear spot proofing oil free moisturiser, czyli nawilżający krem do twarzy. Krem ma bardzo delikatną formułę, bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia tłustych śladów- zapewne dlatego, że nie zawiera w sobie tłuszczy- oleju. Cena produktu to 25 zł za opakowanie 50 ml. Wydaje mi się, że jedno opakowanie powinno wystarczyć na 2 miesiące z haczykiem. Produkt jest bardzo wydajny i wystarczy go niewielka ilość aby pokryć całą twarz. Powiedziałabym, że trzeba uważać aby nie położyć go za dużo. Krem zdaje się wyrównywać koloryt twarzy. Jestem z natury bladziochem, więc kiedy pojawiała mi się jakaś plamka na twarzy lub przebarwienie, to szczególnie rzucało mi się to w oczy. Ostatnio plamki przestały się pojawiać :) Skóra po kremie jest wybitnie nawilżona, sprężysta i wygląda na zdrową. Miałam go okazję wypróbować pod delikatnym makijażem i tu spisał się bardzo dobrze. Revlon colorsay się nie zwarzył, a przypudrowany matującym pudrem nie przeświecał się.

Podsumowanie | PRZED i PO

Przed miesiącem zmagałam się z wypryskami na twarzy, nie było ich jednak tak wiele żebym z tego powodu płakała po nocach. W kobiece dni było gorzej i wtedy faktycznie bez make-upu nie poszłabym do centrum handlowego. Nie dlatego żeby "nie straszyć", a dlatego żeby czuć się komfortowo. Na dzień dzisiejszy, czyli prawie miesiąc od kiedy wprowadziłam powyższe "zasady" w życie stan mojej skóry zmienił się diametralnie. Powiedziałabym, że make-up mógłby przestać istnieć, a korektory i fluidy to już w ogóle przeżytek. Na skórze przestały pojawiać się plamy, wypryski nawet jeśli się pojawią to są praktycznie niezauważalne. Skóra stała się sprężysta i odżywiona, a do tego delikatnie rumiana.

Neutrogena Visibly Clear Spot Proofing

O produktach z tej serii mogę wypowiadać się tylko w superlatywach. Żałuję tylko, że nie poznałam całej serii; wszystkich produktów w serii jest pięć. Wspomniałam Wam o trzech, a jest jeszcze tonik micelarny oraz żel myjący oraz maska do twarzy 2w1. Z tych dwóch najbardziej ciekawi mnie tonik micelarny, ogólnie produkty micelarne bardzo mnie zastanawiają i pewnie kiedyś przetestuję je na swojej skórze. Natomiast jeśli produkty Neutrogena będą w dalszym ciągu robić to co robią na mojej twarzy to na pewno z nich nie zrezygnuję. Ich cena nie jest jakoś wybitnie mała, raczej powiedziałabym, że są drogie. Ale jeśli popatrzy się na nie przez pryzmat wydajności- każdy starczy na 2 lub 3 miesiące stosowania; to nie ma takiej tragedii. 
Pierwsze hybrydy, czyli anty-poradnik ich wykonywania i zdejmowania

Pierwsze hybrydy, czyli anty-poradnik ich wykonywania i zdejmowania

W sieci mnóstwo jest poradników tłumaczących jak zakładać hybrydy, brakuje tylko porad jak tego nie robić. Ja po swoim podejściu, w moim uznaniu dość zabawnym, postanowiłam zebrać wszystkie swoje wtopy w jeden wpis. Liczę, że ktoś być może trafi na niego oszczędzając sobie nerwów i niszczenia płytki paznokcia. Skąd ten pomyśl? A stąd: Polacy ;) mają to do siebie, że po obejrzeniu kilku filmów i przeczytaniu kilku artykułów zostają ekspertami w danej dziedzinie. To nic, że kobiety określające się kosmetyczkami "trenują" na swoich klientkach choć tak naprawdę zerową mają wiedzę. Chciałabym poszerzyć delikatnie świadomość początkującym "hybrydziarom", a przy okazji może ustrzec je przed głupstwami. 
Anty-poradnik napisany jest w formie prześmiewczej. Zaleca się nie powtarzać niżej opisanych kroków. Proszę traktować ten wpis z rezerwą. Preparaty, które zastosowałam przy pierwszym podejściu nie są winne nietrwałości manicure. Manicure był nietrwały ponieważ został wykonany ze zbyt małą starannością.

Jak wyglądało moje pierwsze zakładanie hybryd?

Krok 1

Usiadłam w fotelu z odkażonymi łapkami i przypiłowałam paznokcie. Później delikatnie je zmatowiłam i chciałam przetrzeć cleanerem. Kompletnie zapomniałam o zmieceniu pyłku lub umyciu dłoni, ale to wina tego, że kiedy sięgnęłam po cleaner, to uświadomiłam sobie, że nie kupiłam wacików bezpyłowych. W pośpiechu poleciałam po zwykłe waciki, które do mojego niewyczyszczonego pyłku dołożyły jeszcze włoski, które zobaczyłam dopiero rano.

Krok 2

Na ten cały niewidoczny bałagan nałożyłam bazę i tu byłam z siebie dumna. Zdawało mi się, że nic nie zalałam i całość wygląda ok. Nie wiedzieć czemu zapragnęłam sprawdzić czy baza się utwardziła, więc pacnęłam opuszką palca drugiej ręki w paznokieć i się przykleiłam. Pomyślałam, że za krótko trzymałam dłoń pod lampą, więc włożyłam ją tam ponownie na kolejne 30 sekund. Po odczekanej chwili pacnęłam palcem drugi razi tym razem także się przykleiłam. Nie pamiętam ile było tych pacnięć, ale myślę, że kilka. I dopiero wtedy wpadłam na pomyśl wygooglania frazy "baza nie utrwala się w lampie". Trafiłam na bloga jednej z koleżanek, która miała podobną sytuację. Okazało się bowiem, że baza pozostawia na paznokciach warstwę dyspersyjną (zauważylłm,że część osób używa określenia: depresyjną :), która ma za zadanie ułatwić przyczepianie się lakierom.

Krok 3

Kolejnym krokiem było nałożenie lakieru na bazę i tutaj o dziwo poza zalaniem delikatnie skórek nic nie nabroiłam na dłoniach. Co innego mówi pędzelek, który zamiast czekać w butelce leżał obok lampy. Delikatnie się utwardził i stał się niezdatny do użytku- nie ratowałam już go tylko wrzuciłam w kosz. Mam nauczkę i myślę, że już nie zapomnę zakręcić żadnej butelki i odstawić jej na bok kiedy planuję włączyć lampę. 

Krok 4

Kiedy wydawało mi się, że uzyskałam odpowiednie krycie na paznokciach to pomalowałam je bazą i wysuszyłam w lampie. Jakież było moje zdziwienie kiedy po przetarciu wszystkiego cleanerem miałam półmat na paznokciach. "Top miał przecież nabłyszczać"- pomyślałam na głos i w tej samej chwili dotarło do mnie, że pomyliłam bazę z topem. Chcąc ratować sytuację nałożyłam na wszystko top i teraz wyglądało to znacznie lepiej. O tyle, na ile mogło to wyglądać. 




Jak wyglądało moje pierwsze ściąganie hybryd?

90% lakieru odpadło z paznokci samoistnie po kilku dniach. Lakier odszedł płatem kiedy myłam naczynia. To co nie zeszło przez nieuwagę potraktowałam o! zgrozo: zębami.  I teraz uwaga:
NIE ŚCIĄGAMY HYBRYD ZĘBAMI, NIE ODRYWAMY LAKIERU OD PAZNOKCIA,  NIE PODWAŻAMY,  NIE UŁAMUJEMY
Nie robimy tego ponieważ niszczymy w ten sposób płytkę swoich paznokci, osłabiamy ją przez co paznokcie stają się bardziej; kruche i podatne na przetarcia. Doczytałam gdzieś, że lakiery hybrydowe mogą uczulać osoby z cieńsza płytką paznokcia, ponieważ substancje zawarte w lakierze mają o wiele łatwiejszą drogę w dotarciu do naszego organizmu. Czy to prawda? Trzeba zapytać doświadczone manikiurzystki. Jeśli wiecie coś na ten temat to koniecznie dajcie znać w komentarzach.

!!!

Jak widać moje pierwsze podejście było jedną wielką gafą, choć czytałam o tym godzinami i obejrzałam dziesiątki poradników. Wypytywałam Was na Instagramie i stalkowałam co mądrzejsze z Was. A wyszło, co wyszło :) Nie mniej, jestem dumna z tego podejścia, bo wyszłam z niego cało mądrzejsza o doświadczenia. Jednak, nie chciałabym tego powtarzać.

???

Kochani, jeśli macie za sobą przygodę z lakierami hybrydowymi i mieliście jakieś śmieszne lub mniej sytuację, to podzielcie się nimi w komentarzach- być może ostrzegą one innych. Nadal chętnie przyjmuję wszystkie porady, tipy, informacje odnośnie robienia hybryd. Chętnie też dowiem się jakich lakierów używacie najchętniej i jakie polecacie. 
Jak pobierać zdjęcia z Instagrama

Jak pobierać zdjęcia z Instagrama

Mój telefon ma bardzo mało pamięci, a że jakoś nie dorobiłam się karty pamięci, to notorycznym jest u mnie- porządkowanie zdjęć na telefonie. Muzyki tam nie trzymam, więc nie muszę tego robić :P Czasem w czasie porządków tak się rozpędzam, że zdarzy mi się skasować coś czego nie powinnam. I wtedy jest kłopot, bo jak to cofnąć? Na szczęście w moim przypadku te niechcący skasowane zdjęcia znajdują się już na moim Instagramie więc ratuję się w późniejszym czasie pobieraniem ich z serwisu. Wszystko było przyjemne do momentu którejś aktualizacji, która skutecznie zablokowała możliwość pobierania zdjęć z IG. Na szczęście jest na to sposób, trochę bardziej zawiły, ale na pewno każdy laik komputerowy da sobie z nim radę

Jak pobierać zdjęcia z Instagrama?

Potrzebna do tego będzie komputer, przeglądarka Google Chrome oraz konto na Instagram. 

Wszystko robimy w jednej karcie. Należy zalogować się na swoje konto w IG. Po zalogowaniu się oglądamy wszystkie zdjęcia, które chcemy pobrać. Po obejrzeniu wszystkich przechodzimy dalej. Musimy dostać się do ustawień dla programistów, aby to zrobić klikamy kolejno jak na zdjęciach: 
  • klikamy 3 poziome kreski
  • wybieramy opcję więcej narzędzi
  • a następnie narzędzia dla programistów


 Kiedy otworzy nam się nowe okienko lub karta(w zależności od systemu) to postępujemy tak:

  • klikamy w zakładkę Resources [zasoby]
  • następnie Frames [ramy]
  • odszukujemy na liście Instagram
  • wchodzimy w Images [obrazy]
  • odszukujemy zdjęcia, które chcemy zapisać
  • a następnie otwieramy wybrane zdjęcia w nowej karcie
Ostatnim krokiem jest zapisanie zdjęcia na komputerze. Na zdjęcie klikamy PPM(prawym przyciskiem myszy) po czym wybieramy opcję zapisz grafikę jako lub save ass... Wybieramy lokalizację i klikamy zapisz. 
Gotowe :) Właśnie pobrałeś zdjęcia z Instagram

Lakiery hybrydowe | Zestaw | Zakupy | Przemyślenia- słów kilka od laika

Lakiery hybrydowe | Zestaw | Zakupy | Przemyślenia- słów kilka od laika

Jeszcze zanim zestaw startowy dotarł pod moje drzwi w głowie zrodził mi się pomysł na blogowy wpis. Nie wzięłam pod uwagę tylko kilku kwestii, czyli brak mojego doświadczenia i brak umiejętności zachowania zimnej krwi, która przydałaby się podczas pierwszego podejścia. W chwili kiedy usiadłam przed całym zamówionym dobrodziejstwem, dotarło do mnie, że wpis na pewno się nie pojawi, a na pewno nie w takiej formie jak planowałam.

Zestaw startowy

Zdjęcie pochodzi ze sklepu www.myno1.pl
Zacznę od tego, że do zakupu startowego zbierałam się bardzo długo. Analizowałam Wasze porady, opinie z internetu oraz wszelkie dostępne filmy na YouTubie. W końcu udało mi się wybrać firmę, kolory lakierów i inne ważne przydasie i tak zostawało do momentu kiedy przyszło złożyć zamówienie. Wtedy pomyślałam, że jeszcze raz wskoczę na IG i sprawdzę jakie jeszcze kolorki lakierów mogłabym zamówić. Przypadkiem trafiłam wtedy na wideo jednej z Was, pokazującej zestaw MyNo1. Wtedy mój cały tok poprzedniego rozumowania diabły wzięły. Kilka minut po obejrzeniu filmiku na IG i kilka chwil po wygoglaniu sklepu i opinii, moje zamówienie było opłacone. To, że kobieta zmienną jest, to powszechnie znany fakt :P Ale powiem Wam szczerze, że do mojej osoby to powiedzonko nigdy nie pasowało. Zawsze starannie wszystko obmyślałam, a tu bach! Zestaw, cena, akcesoria i sam sklep tak mi się spodobały, że aż nie mogłam uwierzyć w to co robię. 
Mój zestaw startowy z MyNo1.pl kosztował mnie, łącznie z przesyłka i primerem, który dorzuciłam do zamówienia, dokładnie 158,90. 
W skład zestawu weszły takie produkty jak: lampa LED 36W z czujnikiem ruchu i wyświetlaczem elektronicznym, 3 lakiery hybrydowe o pojemności 6ml, z możliwością wybrania koloru, baza oraz top, oba o pojemności 6ml, aceton oraz cleaner o pojemności 150ml każdy, dwa pilniczki o rożnej gradacji oraz bloczek polerski, wycinaczka do skórek, gąbeczka do ombre, patyczki drewniane, oraz oliwka z pipetą.
Zestaw został skonstruowany w taki sposób, żeby każdy po jego zakupie mógł samodzielnie wykonać hybrydy w domu. Ale tutaj znalazłam jedna lukę, w zestawie zabrakło wacików bezpyłowych(swoją drogą nadal ich nie kupiłam x). O czym przypomniałam sobie siedząc z otwartym cleanerem. Link do zestawu >klik< Na stronie można znaleźć jeszcze kilka innych, bogatszych wersji oraz zestawy z innymi lakierami i lampami. Teraz kiedy na spokojnie przeglądam stronę to nadal uważam, że zestaw który zamówiłam dla siebie jest odpowiedni, ale żałuje, że nie dorzuciłam do zamówienia jeszcze kilku rzeczy tj. pędzelki do zdobień czy dodatkowy zestaw lakierów. Pisze zestaw, bo lakiery w zestawach wychodzą po prostu taniej, a 5 lakierów więcej na pewno przydałoby się na start kiedy szczególnie dużo rozchlapujemy, wylewamy czy zmazujemy. Zestaw lakier jest o tyle fajny, że cały komponujemy sami! A, więc kupujemy to co chcemy i lubimy. Link do zestawów zawierających: 3 lakiery >klik< i 5 lakierów >klik<  Apropo zestawów, przychodzą one w prześlicznych opakowaniach, co później daje im odpowiednie schronienie przed słońcem.

Zapach

Mój Przedmąż wyczulony jest na zapachy lakierów do paznokci i zmywaczy. Zawsze kiedy maluje pazurki idę na parter lub po prostu na taras żeby go nie irytować- bestia potrafi być marudna ;) Obawiałam się, że zapach w czasie zakładania hybryd będzie równie nieprzyjemny co w standardowych lakierach, wiec chętnie skorzystałam z możliwości wyboru zapachu produktów, oferowanego przez sklep. A, że lubię różnorodność, to każdą rzecz zamówiłam z innym zapachem. W ten sposób zostałam posiadaczką acetonu o zapachu green apple, cleanera o zapachu kiwi blue.  Natomiast oliwka przyszła w wariancie mango/ orange i ta pachnie cudnie, aż chciałoby się używać, gdyby nie ta pipeta. W czasie składania zamówienia byłam świadoma w jakiej formie przyjdzie oliwka, niestety nie w mojej ulubionej. Jeśli chodzi o zapach cleanera to jest on o dziwo w pełni akceptowalny przez Przedmęża, więc mam zezwolenie na robienie hybryd w domu :D Natomiast jeśli chodzi o aceton, to jestem w szoku. początkowo myślałam, że Przedmąż go nie zaakceptuje, bo jak to aceton, swój zapach ma. Ale uwaga! Zapach acetonu po kilkunastu sekundach przestaje być praktycznie wyczuwalny, czuć za to jabłka. Przedmąż nie wyniuchał acetonu i pewnie gdyby nie folie na paznokciach to wcale nie zauważyłby, że akurat ściągam hybrydy. Także jestem pod wielkim wrażeniem zapachów jakie otrzymałam.

Lakiery


Na początek postawić chciałam na kolory, które nigdy mi się nie znudzą. Tym bardziej, ze jeden kolor na paznokciach miałam nosić do 3-tygodni, a nie do 3-godziny jak dotychczas. Sklep do zamówienia dorzucił mi jeszcze jeden kolorek, który pokochałam natychmiast i który nosze od kilku dni. Licho wzięło moje postanowienie, żeby zaczynać od naturalnych, delikatnych kolorów. Neon- to neon, według mnie pasuje zawsze i wszędzie. O nakładaniu lakierów hybrydowych naczytałam się sporo, najwięcej o tym, że malowanie nimi jest trudne. Wiec z rezerwą i wielką ostrożnością podeszłam do pędzelka. I o dziwno, lakiery rozprowadzało się o wiele przyjemnej niż standardowe, z którymi dotychczas miałam do czynienia. Ale uwaga, w tym samym czasie kupiłam lakiery innej firmy i tamte są według mnie zdecydowanie za gęste, co wpłynęło na to, ze wylądowały w kącie po kilku próbach ich nałożenia i zalaniu kilku skórek. Wychodzi więc na to, że każdy lakier jest inny i po prostu trzeba odnaleźć ten, który najbardziej będzie nam odpowiadał. Lakiery są w szklanych, czarnych buteleczkach co zapewnia im odpowiednią ochronę przed słońcem. Nie wiedzieć czemu nie wszystkie firmy stosują takie zabezpieczenia. Pewnie chodzi o cenę, ale we wszystkich trzeba mieć umiar. Co z tego, że kupi się tańszy produkt, którego nie zdążymy zużyć bo wyschnie? Zdjęcie koloru Neon 605 specjalnie "podkręciłam" żeby pokazać Wam jak wygląda w realu. 

Dlaczego hybrydy i dlaczego w domu?

Zacznę od tego dlaczego zdecydowałam się na hybrydy. A zrobiłam to z uwagi na trwałość, naczytałam się mnóstwa wpisów i opinii mówiących o trwałości do 3 tygodni bez odprysków i bez zachowywania szczególniej ostrożności. Niestety lakiery zwykłe nie sprawdzały się u mnie ani trochę. Rano paznokcie malowałam, a wieczorem wyglądały jakbym cały dzień pracowała w ogródku. Niestety ale codzienne malowanie i zmywanie nie wchodziło w grę, wiec paznokcie malowałam od święta. Co do pracy w ogrodzie, to tak naprawdę jest to fakt. Jak wiecie mieszkam na wsi, mam zwierzaki i ogródek z truskawkami. Nie powiem żebym w ciągu dnia szczególnie zwracała uwagę na paznokcie, choć lubię kiedy ładnie wyglądają. Nadmierna(codzienna) dbałość o paznokcie pozbawiłaby mnie innych przyjemności; jak na przykład zabawa z koźlakami, dlatego z tego rezygnowałam. Pomyślałam wiec, ze trzeba spróbować z tym modnym wynalazkiem. I tutaj pojawiło się pytanie; iść do kosmetyczki czy kupić zestaw startowy? Po szybkiej kalkulacji dotarło do mnie, ze zestaw zwróci mi się po kilku miesiącach, a i nauczę się czegoś nowego. Poza tym kosmetyczki robiącej hybrydy w mojej okolicy chyba nie ma :O A przynajmniej ja nie potrafiłam jej znaleźć. Wiec kwestia wygodnictwa i czysto finansowa wygrała. Swoją drogą; znacie Lucyferkę? :) 

Komu nie polecam robienia hybryd w domu?

Dwóm grupom kobiet; nastolatkom oraz osobom lubiącym bardzo częste zmiany w wyglądzie. Nie chce polemizować na temat tego czy nastolatki to już kobiety i czy powinny malować paznokcie. Nie o to tutaj chodzi. Hybrydy robi się raz na kilka tygodni i myślę, że należy mieć na uwadze to, aby nie przesadzić. Zbyt częste ich zmiany, stosowanie przy tym acetonu, lampy i matowienie płytki paznokcia może bardzo źle wpływać na organizm, doprowadzając nawet do alergii. Ja, będąc w młodym wieku nie wyobraziłabym sobie tego, że przez prawie miesiąc na paznokciach mam jeden kolor czy wzór. Zmywacz w czasach mojej młodości szedł w ruch co kilka dni. Teraz próbuje sobie wyobrazić, że dzisiejsze nastolatki robią to samo z acetonem i polerką- i to, po prostu mnie przeraża. 
Jeśli chodzi o drugą grupę osób, to jest ona niejako powiązana z nastolatkami. Tutaj także chodzi o to, że hybrydy są trwałe i nie tak łatwo jest je zmieniać na każde zawołanie, co prawda można stosować lakiery reagujące na ciepło i zmieniające kolor, ale na ich działanie nie będziemy mieli wpływu. Chyba, że będziemy trzymać cały dzień dłoń w szklance z ciepłą wodą. Jeśli lubimy częste zmiany na swoich paznokciach to, tak naprawdę nie ma sensu inwestować w sprzęt i drogie lakiery. O wiele taniej można kupić zwykle lakiery z dobrą trwałością i to nimi cieszyć się każdego dnia, bez konieczności niszczenia naszej płytki blokiem polerskim.

Kupon 20 PLN

Obecnie na stronie można zrobić zakupy o 20 zł taniej. Wystarczy zapisać się na newsletter firmy. Od razu pisze, ze nie jest on uciążliwy(tak, jestem jego subskrybentem). Akcja promocyjna trwa do 30.10.17 ale kiedy ja składałam zamówienie to trwała podobna akcja, która skończyła się w ostatnich dniach sierpnia. Niestety nie wiem, czy sklep zamierza przedłużać ta promocje, wiec wszystkich chętnych zapraszam już dziś na zakupy. Cały regulamin akcji promocyjnej można przeczytać tutaj >klik< Jeśli trafiliście tutaj po 30.10.17 to i tak przed zakupami proponuję sprawdzić czy akcja nie została przedłużona. 
Blik i jest! Czyżby najszybszy sposób płatności? #blikijest

Blik i jest! Czyżby najszybszy sposób płatności? #blikijest

Blik - pik pik i jest. Dzisiaj będzie o najszybszym znanym mi sposobie płatności w sklepach internetowych. Skupię się głownie na nich, bo z tych korzystam. Jednak Blik pomoże nam także; wypłacić gotówkę z bankomatu oraz rozliczyć się z znajomymi za obiad, ponieważ umożliwia nam wykonywanie przelewów na telefon. Ta ostatnia opcja nie jest aż tak bardzo popularna w Polsce, za to robi furorę w Azji gdzie umożliwia to na przykład aplikacja Alipay. Czasem żałuję, że u nas nie jest to popularniejsze i że PayPal nie stara się zakorzenić tego w zwyczajach europejczyków. Ale kto wie, może Blik da rade? Bardzo na to liczę.

Blik- co to w ogóle jest?

Kiedy ja pierwszy raz usłyszałam o nim kilka miesięcy temu to pomyślałam: pewnie jakieś kolejne dziwactwo o którym zapomni się z biegiem lat. Nie powiem żeby przychylnie na nie patrzyła, tym bardziej, że informacji w internecie nie było za wiele. A te które były znajdywały się tylko na stronach banków, a tym nie zawsze ufam; dużo kruczków i za dużo czytania regulaminów. Przez ostatnie miesiące wiele się zmieniło, logo Blika coraz częściej zaczęłam widywać w sklepie. W internecie pojawiły się ciekawe artykuły, a za samo korzystanie z Blika można otrzymywać profity. Więc tak chcąc, nie chcąc pomału przekonywałam się do pierwszego użycia. "Gwoździem do trumny" okazał się być projekt TRND, do którego udało mi się dostać. I to skutecznie mnie zachęciło.
Blik to serwis, aplikacja służący do; wykonywania płatności internetowych, płatności w sklepach, wypłat z bankomatów oraz przelewów na telefon między użytkownikami blik. Jednym słowem jest to hm... nowa (po cichu dodaję- najlepsza i najszybsza) metoda płatności.

Moje pierwsze zakupy z BLIK

Na pierwsze zakupy za pomocą Blika zdecydowałam się na zakupy internetowe i zakup szkła hartowanego na telefon. Zakupy zrobiłam w sklepie 3mk. Korzystamy z folii tej firmy już  kilka lat i jak do tej pory nas nie zawiodła. Żeby było szybciej to pominę wszystkie kroki związane z rejestracją i wyborem produktu i przejdę od razu do płatności. W moim przypadku, aby zapłacić za pomocą Blik'a, musiałam wybrać sposób płatności: szybki przelew tpay.com
Po potwierdzeniu zamówienia zostałam przekierowana na stronę płatności, gdzie wybrałam płatność za pomocą Blik.
Na następnej stronie musiałam już podać kod Blik, który został wygenerowany w aplikacji mojego banku. Uprzednio musiałam pobrać aplikację na telefon, włączyć ją, kliknąć logo Blika i po zalogowaniu się na konto wyświetliło mi kod. Na przepisanie którego miałam 2 minuty.







Następnie pozostało już tylko czekać na potwierdzenie transakcji oraz na powrót strony w przeglądarce do sklepu.









Gdzie wyświetlono mi komunikat o przyjęciu płatności. Cała płatność nie trwała nawet pól minuty, co wydaje mi się być mega szybkie i na pewno wygodniejsze niż przepisywane numeru karty.









Podsumowanie

Będzie raczej krótkie, bo nie mam na co narzekać. Płatność odbyła się szybko, bezpiecznie i wygodnie. Cały proces okazał się być prostszym niż wygląda. Jeśli chodzi o mnie to na pewno jeszcze nie raz chętnie z niego skorzystam. Tym bardziej, że nie zdarza mi się nosić pieniędzy przy sobie, a karcie płatniczej czasem zapominam lub nie biorę jej z przyczyn prosto wygodnickich. telefon natomiast biorę prawie zawsze ze sobą, więc od teraz też i pieniądze. :) 
Mam wielką nadzieję, że BLIK przyjmie się u nas lepiej niż PayPal i że nikt nie popsuje go dziwnymi ulepszeniami. Na tą chwilę widzę same plusy. Zobaczymy co będzie po następnych transakcjach. 
Ambasadorka Sante #fitnaturalnie | Zdrowo | Smacznie | Naturalnie

Ambasadorka Sante #fitnaturalnie | Zdrowo | Smacznie | Naturalnie

Dzisiaj króciutko o Sante i produktach FIT - #fitnaturalnie

Żurawina, borówka i jagody goji

To według nas najlepszy połączenie, które w szczególności przypadło nam(czyt. rodzinie) do gustu. Płatki znikały w zastraszającym tempie i wcale nie w porze śniadaniowej, a "przekąskowej". Pudełko zamykane na klips(zamek?)pomagało utrzymać nam świeżość produktów, nawet w tygodniach kiedy to otwierane było po kilkadziesiąt razy, żeby tylko zjeść jednego :P Jako przekąska płatki sprawowały się idealnie, są lekkie, nie słodkie, zawierają owoce i przede wszystkim są wciągające. Od kiedy Sante zagościło w naszych progach praktycznie zapomnieliśmy o chipsach i innych niezdrowych przekąskach. Powiem Wam, że zalane mlekiem nie smakują aż tak dobrze jak wyjęte prosto z pudełka i schrupane na sucho, ale jeśli dodać do mleka odrobinę miodu to wszystko się odmienia. Przez lata jedzenia cukru ciężko nam o nim od razu zapomnieć, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Jeśli na tej drodze stawać będą tak pyszne produkty, to na pewno skończy się ona sukcesem i do słodzenia wszystkiego nie wrócimy. Na razie jesteśmy na etapie przejściowym i mamy się całkiem nieźle.
Wartość odżywczaw 100g produktu
Wartość energetyczna1490 kJ / 352 kcal
Tłuszcz1,8 g
w tym kwasy tłuszczowe nasycone0,3 g
Węglowodany72 g
w tym cukry3,0 g
Błonnik6,8 g
Białko8,5 g
Sól0,03 g
Fosfor186 mg (27%)*
Żelazo2,6 mg (19%)*
Cynk1,9 mg 19%)*
*RWS-Referencyjna Wartość Spożycia dla przeciętnej osoby dorosłej.-

Truskawka, malina i wiśnia

Tutaj nie byliśmy aż tak zaskoczeni smakiem, bo dobrze znamy z własnego ogródka ten zestaw owoców. Nie oznacza to jednak, że ten wariant jest gorszy. Dla nas był on zwyczajny, ale nadal smaczny i także szybko znikał. Jeśli chodzi o osoby obdarowane to wybierały one ten smak jako najbardziej prawdopodobny zakup. Dlaczego tak wybierano niestety nie wiemy, przypuszczam, że znajome smaki bardziej zachęcają do zakupu.
Wartość odżywczaw 100g produktu
Wartość energetyczna1483 kJ / 350 kcal
Tłuszcz1,7 g
w tym kwasy tłuszczowe nasycone0,3 g
Węglowodany72 g
w tym cukry2,9 g
Błonnik6,4 g
Białko8,5 g
Sól0 g
Fosfor189 mg (27%)*
Żelazo2,6 mg (19%)*
Cynk1,9 mg 19%)*
*RWS-Referencyjna Wartość Spożycia dla przeciętnej osoby dorosłej.-

Dwa słowa o Sante Fit

Sante Fit to wyjątkowe połączenie opiekanych pełnoziarnistych płatków jęczmiennych i ryżowych z dużymi kawałkami suszonych i liofilizowanych owoców. Jeśli chodzi o ilość owoców w opakowaniu to jest ich całkiem sporo. Niespodziewałabym się takiej ilości czytając składz którego wynika, że jest ich niecałe 1,8% w wersji z truskawkami i 3,2% dla wersji z żurawiną

Wyzwanie Sante Fit

Sante rzuciło nam i innym ambasadorom wyzwanie. Jeśli jesteście ciekawi co dla nas i dla innych oznacza określenie Fit naturalnie to serdecznie zapraszam Was do poszukiwania zdjęć okraszonych #fitnaturalnie | #sante | #santefit na Instagramie, Facebooku oraz Twiterze. Powiem Wam w sekrecie, że interpretacje innych mnie zaskoczyła :)

* Tabelki z wartościami odżywczymi pochodzą z oficjalnego sklepu https://sklep.sante.pl
Smażony ser | Smażony syr

Smażony ser | Smażony syr

Jesteśmy miłośnikami sera w każdej postaci, ale ta "każda" postać po jakimś czasie się przejada. W końcu ile można jeść kanapki z serem, kluski z serem czy po prostu pizze? Dlatego co jakiś czas ruszam do internetu w poszukiwaniu nowych przepisów. Jedne przepisy po wypróbowaniu zostają z nami na długo, a o innych zapominamy na wieki wieków. Dziś chciałabym podzielić się z Wami przepisem na smażony syr, znalezionym już dawno temu na czeskiej lub słowackiej stronie internetowej. Od razu przepraszam Was za jakość zdjęć, ale jesienna aura nadeszła, Przedmąż stojący za plecami, domagający się jedzenia także nie pomagał

Potrzebne składniki:

W zależności od tego ile sera będziemy smażyć, tyle innych składników będzie nam potrzebnych. Poniżej podaję listę potrzebnych produktów bez określania ich ilości.
  • ser
  • jajka
  • bułka tarta
  • mąka
  • olej do smażenia

Przygotowanie:

Ser kroimy w plasterki o grubości około 4 mm. Możemy użyć grubszych plastrów, ale wtedy musimy liczyć się z tym, że nie cały ser się rozpuści. Choć i to ma swój urok.
Pokrojony ser obtaczamy w mące żeby zabezpieczyć go przed wylaniem się na patelnię. Ja użyłam mąki kukurydzianej z uwagi na słodkawy posmak, który zostawia. No i pasowała mi kolorystycznie :) Więc po obtoczeniu w mące wrzucamy ser w roztrzepane jajko, a później ponownie dajemy do mąki. Zauważyłam, że z reguły wystarczy dać 2 warstwy mąki, ale jeśli lubicie grubą panierkę i chcecie być pewni, że nic nie przecieknie to możecie zrobić więcej warstw.





Następnym krokiem będzie zanurzenie sera w jajku, a następnie w bułce tartej. Ja użyłam gotowej kupnej panierki do której właśnie pasowała mi mąka kukurydziana, ale poświadczam, że i w bułce tartej ser smakuje wyśmienicie.









Przedostatni krok to smażenie naszych "kotlecików". Wrzucamy je zawsze na gorący tłuszcz, najlepiej głęboki. Ja stosuję zasadę, że dobrze jest kiedy tłuszcz na patelni sięga połowie grubości sera.








Czekamy aż panierka zarumieni się z jednej strony po czym przewracamy ser na drugi bok.

Jeśli tłuszcz zaczyna nam dziwnie bulgotoć to znak, że z któregoś kotlecika wypływa ser. Odszukujemy takiego delikwenta i zdejmujemy go z patelni.









Smażony syr najlepiej smakuje na gorąco, kiedy to po przełamaniu
środek się wylewa.




Zastosowanie/ przeznaczenie

Jedzonko! Na ciepło do obiadu, do bryzganych ziemniaczków. Smaczny sam w sobie jako przekąska. Idealny jako przystawka do alkoholu. :) Wtedy jednak zamiast plasterków robię kuleczki lub malutkie kwadraciki. Takie w sam raz na raz i do nakłuwania wykałaczką.
#latozmontesanti - Z przyjaciółmi smakuje lepiej

#latozmontesanti - Z przyjaciółmi smakuje lepiej





Z Monte Santi poznaliśmy się przez przypadek kilka miesięcy temu. Tym przypadkiem było poszukiwanie ambasadorów marki, kiedy to nowe smaki wina musującego wchodziły na rynek.  Z tej przygody ambasadorskiej wynikła dość dobra znajomość i kolejna super współpraca, dzięki której mogliśmy poznać kolejne wina tejże marki.
Dwa warianty smakowe, które mieliśmy przyjemność skosztować to pineberry, czyli biała truskawka oraz tradycyjne wino o smaku winogron. Tym razem nie były to wina z bąbelkami lecz zwykle i te o wiele bardziej przypadły nam do gustu



 Monte Santi Pineberry

Tutaj byliśmy mega zaskoczeni, ponieważ smak ten nie miał nic wspólnego ze smakiem, który poznaliśmy w Monte Santi Fruttisecco Pineberry. Tutaj wino było przyjemnie słodkie, truskawkowe, a schłodzone przyjemnie orzeźwiało. Wino miało jedna zasadnicza wadę, bardzo szybko skończyło się przy przyjacielskich pogaduszkach. Jeśli interesuje kogoś kształt butelki to niestety nie było już takiego wielkiego "wow" jak w bąmbelkowym odpowiedniku, ale przecież liczy się wnętrze, a nie powierzchowny wygląd, prawda? Wino towarzyszyło nam już na kilku wieczorach i nadal bardzo nam smakuje. Zdecydowanie jeszcze nie raz po nie sięgniemy. Butelka kosztuje około 18 zł.

Monte Santi White Original

To kolejne pozytywne zaskoczenie. Wino było przyjemne, delikatnie słodkie z wyczuwalnym smakiem winogron. 10% zawartość alkoholu pozytywnie wszystkich nastroiła :) Należy go spróbować koniecznie z przyjaciółmi przy gwiaździstym niebie, nawet bez dodatków w formie przekąsek. Choć smak białej truskawki zebrał najwięcej głosów na TAK, to i ten miał swoich adoratorów, głównie w płci męskiej. Być może chodziło o mniej wyczuwalną słodycz? Tego się nie dowiemy, bo mężczyźni byli mniej rozmowni. Chyba była pełnia...

2 słowa o 2 wariantach

Monte Santi zdecydowanie spisało się tworząc takie wina, zaciekawiona smakiem przeszukałam internet za innymi wariantami. Udało mi się kilka znaleźć, więc zapewne w niedalekiej przyszłości po nie sięgniemy :) Tym bardziej, ze wina te choć "przeznaczone dla przyjaciół na letnie wieczory" bardzo dobrze spisują się w domowym zaciszu przy filmie i popcornie. A, że jesień już przyszła i takich wieczorów będzie dużo więcej, to lepiej sięgać po sprawdzone produkty. Lepiej walczyć z chandrą smakowitymi przysmaczkami, prawda? Czy polecam? Zdecydowanie TAK, jest to jeden z nielicznych "winnych" produktów robionych w Polsce, po który my chętnie sięgamy. Jest smaczny, w dobrej cenie, wydaje mi się, że i łatwo dostępny- to zależy od naszego położenia na mapie Polski :P
Copyright © 2018 Prze- Testujemy wszystko , Blogger