Miyo Five Points Palette | Sztos z Instagrama za 15 zł | No. 09 Hot Brown Cold Heart
Miyo Five Points
Od dobrych kilku miesięcy na Instagramie oglądam prześliczne makijaże. Wydawałoby się, że zrobienie make-upu idealnego wymaga zakupu najdroższych, a co za tym idzie najlepszych kosmetyków. Jakieś było moje zdziwienie kiedy dowiedziałam się, że duża cześć dziewczyn wykorzystuje do zabawy kosmetyki drogeryjne, a czasem i te dostępne w markecie, które niekoniecznie są bardzo drogie, ale są dobre! Jedną z takich tańszych marek jest Miyo mniej lub bardziej znana jako Pierre Rene; więc dzisiaj o Five Points Palette, a dokładniej o No. 09 Hot Brown Cold Heart, którą posiadam.
Seria Five Points na dzień dzisiejszy składa się z 14 paletek, 15 o ile policzymy paletkę Unicorn, która zawiera cienie duochromowe (zmieniające barwę w zależności od tego pod jakim kątem pada na nie światło). Każda paletka składa się z 5 idealnie skomponowanych cieni do powiek. Poszczególne cienie dobrane są w taki sposób aby można było wyczarować z nich kompletny (delikatny) dzienny lub (ciemny) wieczorowy makijaż. Gama kolorystyczna jest całkiem szeroka, bowiem w ofercie znajdziemy żywe (No. 06 Carnival) jak i stonowane (No. 03 Old Rose) kolory.
Cienie zapakowane są w bardzo wytrzymałe pudełko, którego wieczko jest przeźroczyste, dzięki czemu szybko możemy podejrzeć jakie kolory znajdują się wewnątrz. Opakowanie jest bardzo minimalistyczne z wyjątkiem marki, wagi oraz proponowanego sposobu aplikacji nie znajdziemy nic więcej. Opakowanie jest na tyle wytrzymałe, że bez obaw wrzucić możemy je do plecaka czy torebki ,nie martwiąc się o uszkodzenie zawartości. Tak prawdę powiedziawszy to mam raczej problem z otwieraniem kasetki, ponieważ zapięcie tak dobrze trzyma. Pierwsze uroczyste otwarcie zaliczył Przedmąż, bo ja nie dawałam rady.
Kolory są naprawdę na-pigmentowane, nawet te jasne. Ich konsystencja przypomina mi cienie z paletki Smoky Stories Bourjois; są delikatne, kremowe, nawet w najmniejszym stopniu niekredowe. Praca z nimi to czysta przyjemność; z paletki No. 09 tylko ostatni- najciemniejszy kolor trochę się obsypuje. Cienie bardzo łatwo się łączą, na pewno poradzi sobie z nimi początkujący. Na te najciemniejsze kolory trzeba jednak trochę uważać, aby nie zrobić sobie plamy.
Jedyny minus jaki odnajduję w tej palecie to wygląd kolorów w opakowaniu, który niestety nie zawsze przekłada się na ich wygląd na powiece. Kiedy kupowałam No. 09 Hot Brown Cold Hearth przekonana byłam że otrzymam cienie brązowe z jednym nudziakiem i jakąś szarością. Oczywiście nie sprawdziłam zdjęć w sieci, a zaufałam zdjęciom pośrednika.
W rzeczywistości otrzymałam matowy brąz, perłowy brąz, brudny fiolet, perłowy jasny brudny fiolet oraz perłowy jasny bliżej nieokreślony kolor. Na szczęście na stronie sklepu Miyo możemy podejrzeć jak wyglądają ich swatche.
Powiem Wam szczerze, że nie jestem zadowolona z otrzymanej kolorystyki, ale to akurat mój błąd, bo nie zweryfikowałam zdjęć ze sklepu. Natomiast jeśli chodzi o 2 najciemniejsze kolory oraz o ten najjaśniejszy to są to kolory, które bardzo mi się podobają i po które sięgam z wielką przyjemnością. Jak tylko wpadnę na to jak wyciągnąć 2 pozostałe kolory z paletki, to wiem komu je podaruję. Gdyby jednak przemilczeć moją niechęć do takich odcieni to z tej paletki wyczarować można naprawdę przyjemny dzienny makijaż.
Jedyny minus jaki odnajduję w tej palecie to wygląd kolorów w opakowaniu, który niestety nie zawsze przekłada się na ich wygląd na powiece. Kiedy kupowałam No. 09 Hot Brown Cold Hearth przekonana byłam że otrzymam cienie brązowe z jednym nudziakiem i jakąś szarością. Oczywiście nie sprawdziłam zdjęć w sieci, a zaufałam zdjęciom pośrednika.
W rzeczywistości otrzymałam matowy brąz, perłowy brąz, brudny fiolet, perłowy jasny brudny fiolet oraz perłowy jasny bliżej nieokreślony kolor. Na szczęście na stronie sklepu Miyo możemy podejrzeć jak wyglądają ich swatche.
Powiem Wam szczerze, że nie jestem zadowolona z otrzymanej kolorystyki, ale to akurat mój błąd, bo nie zweryfikowałam zdjęć ze sklepu. Natomiast jeśli chodzi o 2 najciemniejsze kolory oraz o ten najjaśniejszy to są to kolory, które bardzo mi się podobają i po które sięgam z wielką przyjemnością. Jak tylko wpadnę na to jak wyciągnąć 2 pozostałe kolory z paletki, to wiem komu je podaruję. Gdyby jednak przemilczeć moją niechęć do takich odcieni to z tej paletki wyczarować można naprawdę przyjemny dzienny makijaż.
Za paletkę Miyo Five Points zapłacić musimy 14,99 zł. - jest to cena regularna, ale wiadomo zdarzają się promocję. Choć tutaj myślę, że nie ma się nad czym zastanawiać, bo ta paletka to prawdziwy sztos. Jedynie za paletkę Unicorn zapłacić musimy 24,99 zł. Łączna waga wszystkich cieni w paletce to 6,5 grama, czyli całkiem sporo. Skoro nawiązywałam już do paletki Smoky Stories od Bourjois, to tam za 3,2 grama zapłacić musieliśmy około 30 zł. Stosunek ceny do jakości jest jak najbardziej na plus dla jakości.
Paletka jest wytrzymała, estetycznie wykonana, cienie są ładne z nie małą trwałością. Nakładane na bazę joko trzymały się do czasu demakijażu. Tylko podczas zakupu online trzeba trochę rozważniej postępować. Przy zakupach stacjonarnych, kiedy paletkę mamy okazję wymacać na pewno nie popełnimy gafy. Czy kupię następną? Prawdopodobnie tak; kuszą mnie przede wszystkim trzy konkretne paletki, mianowicie: No. 12 Unicorn, No. 06 Carnival oraz No. 16 Holy Grail. Liczę tylko, że któraś z nich nie okaże się być limitowaną edycją.