Krem regenerujący z olejkiem różanym | Bielenda

Krem regenerujący z olejkiem różanym | Bielenda

Dziś będzie krótko, ale bardzo pozytywnie. A to dlatego, że opowiadać Wam będę o kremie, który zrobił u mnie furorę. Mowa będzie o kremie regenerującym z olejkiem różanym, przeznaczonym do skóry suchej i wrażliwej.

Z produktem zaprzyjaźniłam się jeszcze w zeszłym roku przed zimą. Nie do końca byłam przekonana co do zapachu. Nie znoszę zapachów kwiatowych, choć zdarzają się wyjątki które toleruje. Zazwyczaj te, które nie są zbyt intensywne. Tutaj zapach jest bardzo przyjemny, delikatny i niezbyt różany, powiedziałabym nawet, że zapach jest delikatnie malinowy. W składzie produktu nie znalazłam składnika odpowiedzialnego za te malinowe odczucia, więc to tylko mój uszkodzony zmysł powonienia :P

Według producenta krem stosować możemy na całe ciało, ja używam go głównie do twarzy i dłoni. Kiedy wylądował w mojej łazience na dworze temperatura powietrza oscylowała w granicach -20 stopni, więc nawilżanie było wskazane. Krem spisywał się idealnie, ładnie nawilżał, szybko się wchłaniał, nie pozostawiał tłustego filmu na skórze. Perfekcyjnie zabezpieczał skórę przed mrozem. Teraz mamy już ciepełko, a krem dalej sprawdza się u mnie bardzo dobrze. Choć nie ma 30 stopni, a zaledwie 18-20 to jego stosowanie nadal jest przyjemnością. Nie zapycha on porów, idealnie nadaje się pod makijaż. Makijaż natomiast utrzymuje się na nim perfekcyjnie. Skóra po aplikacji staje się delikatna, miękka i gładka.
Krem zamknięty jest w prześlicznym słoiczku, który sam w sobie stanowi ozdobę łazienki. Co do tego rodzaju opakowania zdania są podzielone; jedni uważają, że jest ono bardzo niehigieniczne, inni natomiast nie mają nic przeciwko. Ja uważam, że przy zachowaniu odpowiedniej higieny krem może być bezpieczny. Wielkim plusem jego składu jest to, że zawiera on w sobie 100% roślinnych składników aktywnych.

Z opakowaniem wielkości 200 ml przyjaźnię się już kilka miesięcy i nadal go nie wykończyłam. Krem jest bardzo wydajny, a do tego niezbyt drogi. Za 200 ml opakowanie zapłacić musimy jakieś 15 zł! Ogólnie jestem z niego bardzo zadowolona, ma on także właściwości regenerujące, które faktycznie dało się zaobserwować zimą, kiedy skóra była podrażniona i wysuszona. 
Aloe Fresh | Naturalne produkty z aloesem | Higiena jamy ustnej

Aloe Fresh | Naturalne produkty z aloesem | Higiena jamy ustnej

Przyznaję, że w naszym domu to Przedmąż kupuje pasty do zębów. Ma do tego smykałkę, zawsze pamięta jaka się kończy, a która była średniej jakości. Mamy w naturze to, że nigdy nie używamy jednej pasty; jednocześnie otwartych mamy kilkanaście tubek. Zawsze wydawało nam się, że tak jest lepiej. Skoro jedna pasta działa dobrze na dziąsła, a druga na szkliwo to stosowanie ich naprzemiennie przyniesie więcej korzyści niż ograniczanie się do jednej. Nie mówimy tutaj o pastach wybielających, które stosować trzeba systematycznie by osiągnąć zamierzony efekt. Zawsze jest jednak jakieś "ale".
Jakiś czas temu odezwał się do nas dystrybutor produktów Aloe Fresh i zaproponował możliwość przetestowania kilku produktów. Przedmąż jarał się jak dziecko. Zresztą podobnie jak ja wczoraj na insta-story, ktoś widział? <wstyd>


Pasta żelowa do zębów wrażliwych | Aloe Fresh

W paczce znaleźliśmy między innymi żelową pastę do zębów wrażliwych z aloesem, witaminą C oraz olejkiem z drzewa herbacianego. Te aktywne składniki pochodzenia naturalnego przyczyniają się do łagodzenia oraz cofania się zmian w jamie ustnej. W składzie pasty znajduje się też substancja czynna na której można złamać język(carboxymethyl chitosan), ale która odpowiedzialna jest za zapobieganie ubytków i kamienia nazębnego. Cała magia tej pasty polega na tym, aby stosować ją regularnie, czyli coś czego do tej pory nie robiliśmy. Jeśli chodzi o jej smak to niestety ale jest tragiczny, według producenta mocno miętowy, ale według mnie jest po prostu mdły. Męska część rodzinki mówi, że ujdzie, więc to zapewne moje "babskie widzimisię". Od kiedy stosuję tą pastę to odnoszę wrażenie, że moje zęby są lepiej umyte niż kiedy stosowałam inne pasty. Przyznaję, że te wrażenie, naturalny skład, brak parabenów, sls oraz barwników po prostu mnie kupiło i odpowiednio zachęciło, żeby poznać resztę past oferowanych przez Aloe Fresh. Na szybko zdradzę Wam, że w ofercie znajdują się też pasty wybielające oraz oczyszczające.


Naturalny płyn do płukania ust

Pasta była najbardziej wyczekiwanym produktem z tej przesyłki, ale furorę zrobił także płyn do płukania ust bez alkoholu. Najbardziej zdziwiło nas to, że jest on w 100% naturalny. W składzie ponownie znalazł się aloes(moja ostatnio najbardziej ukochana roślinka); olejek z drzewa herbacianego, który jest znakomitym antyseptykiem; szałwia, która działa przeciwzapalnie; xylitol, który pobudza ślinianki do produkcji śliny przy czym zmienia jej ph, a to z kolei wpływa na pogorszenie warunków do rozwoju bakterii odpowiedzialnych za rozwój próchnicy. Możemy dodać do tego jeszcze miętowy smak i powstaje idealny płyn do płukania ust. Z tym produktem na pewno się nie rozstaniemy. Fantastycznie odświeża on oddech i pozostawia uczucie czystości w ustach.


Spray odświeżający oddech

Były "ohy i ahy" czas na coś co kompletnie nam się nie sprawdziło. Spray odświeżający oddech. Ponownie fantastyczny skład, ponownie 100% naturalnych produktów. Ponownie mięta i aloes, ponownie brak cukru i brak alkoholu. Brzmi fantastycznie, ale na szczęście nikt z nas nie ma problemu z halitozą, czyli problemu z nieświeżym oddechem. Tutaj Przedmąż pożartował, że na pewno zużyjemy go po jakiejś imprezie, ale to tyle. Jest to produkt, którego działania nie mamy na czym przetestować. Jeśli chodzi o jego opakowanie to robi ono wrażenie; jest estetyczne, delikatne, poręczne, pompka działa bardzo ładnie, nic nie przecieka. Buteleczka schowana w butonierce nie będzie przyciągać niepotrzebnej uwagi. Pojemność opakowania to 15 ml, wydaje mi się to dość sporo, zważywszy na to, że na jedną aplikację dyfuzor nie pożera wielkich ilości produktu.


Naturalnie znaczy lepiej?

Odpowiadając krótko: na pewno nie gorzej. Jeśli chodzi o nas to staramy się żyć blisko natury oraz korzystać z naturalnych produktów. Podjęliśmy taką decyzję ponieważ ważne jest dla nas zdrowie oraz otoczenie w którym żyjemy. Oczywiście staramy się nie popadać w paranoję, bo trochę przysłowiowej już "chemii" od razu nie zabija. Jednak warto jest wybierać produkty naturalne. Wpływają one lepiej na nasze zdrowie oraz są lepiej degradowane przez środowisko. Składniki aktywne, które znajdziemy w produktach Aloe Fresh to w większości ekstrakty lub wyciągi z ziół. A o ziółkach najlepiej opowiadają babcie, które stłuczone kolano potrafią wyleczyć kawałkiem liścia (Plantago lanceolata) szybciej niż dostalibyśmy się do lekarza.

Każda przygoda to życiowa lekcja

Z pasty jak i płynu do płukania ust jesteśmy bardzo zadowoleni. Jak już pisałam, płyn zagości na stałe w naszej łazience. Jeśli chodzi o pastę to jak najbardziej się sprawdziła i zapewne my sprawdzimy pozostałe pozycje producenta. Natomiast jeśli chodzi o systematyczne stosowanie jednej pasty, to przygoda z Aloe Fresh nauczyła nas, a przynajmniej mnie, że warto trzymać się jednego produktu jeśli "coś on robi". Tak przekładając to na logiczne myślenie, to przecież stosując jakiekolwiek leki czy antybiotyki, to aby zadziałały to musimy używać ich regularnie. Podobnież jest zresztą i w kosmetykach, więc dlaczego pasty miałyby rządzić się innymi zasadami. 
Copyright © 2018 Prze- Testujemy wszystko , Blogger