Najprostsze ciasto na świecie? Pieczemy murzynka!

Najprostsze ciasto na świecie? Pieczemy murzynka!

Ten tytuł to wcale nie chwyt marketingowy. No i nie jesteśmy kanibalami, choć tak można by po tytule wnioskować. Jak wiecie padł mój komputer, więc mam więcej czasu na inne przyjemności. A, że jedną z nich jest gotowanie i pieczenie, to tak właśnie robię. 
Ps. przedmąż nie wie, że znów podkradłam mu laptopa, więc mnie nie zdradźcie. Jeśli to zrobicie, to przepis na murzynka może stać się ostatnim wpisem na tym blogu. Ale żeby nie przedłużać, to zaczynajmy.

Potrzebne składniki:

  • 1 kostka(25 deko) margaryny lub masła,
  • 1,5 szklanki cukru,
  • 4-5 łyżek kakao,
  • 1/2 szklanki wody,
  • 2 szklanki mąki,
  • 4 jajka,
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • aromat do ciast- ja go pomijam.

Przygotowanie:

Ten cały przepis opiera się na założeniu, że jeśli nie zapomnimy czegoś dodać to na pewno ciasto urośnie. A jeśli zapomnimy to też może nadal być jadalne. Przepis jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, a korzystam z niego odkąd skończyłam 13-naście lat. A uwierzcie mi na słowo, że nie było to wczoraj.

 
Do garnuszka wrzucamy: cukier, kakao oraz margarynę lub masło.



Rondelek stawiamy na malutkim gazie i pilnujemy żeby suche składniki nie przywarły zanim tłuszcz się rozpuści. 

Kiedy wszystko się już rozpuści i wygląda mniej więcej tak, to zwiększamy ogień i ciągle mieszając czekamy aż zacznie wrzeć. 

W momencie wrzenia zmniejszamy ogień i wlewamy wodę.






Nasza mieszanka po chwili będzie wyglądać mniej więcej tak, jeśli tak nie wygląda to czekamy aż zacznie wrzeć.



Odstawiamy naszą polewę czekoladową do wystygnięcia przy czym pamiętamy żeby odlać pół szklanki na później. Wykorzystamy ją później do polania naszego ciasta. Aaa. Ja zostawiam mniej niż pół szklanki bo ciasto tylko delikatnie kropię, jeśli zostawimy połowę szklanki to ciasto będzie sowicie oblane z każdej strony.

Jak się nam zapomni o tym kroku to tragedii nie będzie. 

Będzie najwyżej ciasto bez polewy ;)




Ten krok jest w zupełności opcjonalny, ja dodałam go z uwagi na to, że zostało mi trochę mleka(tak, wiem, że jest to mleko dla dzieci) z terminem przydatności na dzisiejszy dzień. Wrzuciłam mleko do już ostudzonej polewy po czym przeszłam do kroku następnego :)










Mąkę i proszek do pieczenia oraz  jajka wrzucamy do ostudzonej polewy i miksujemy. Jak ktoś lubi machać łyżką to droga wolna, można wymieszać.

Jeśli zdecydowałeś/aś się dodać aromat do ciasta to jest to idealny moment aby go wkropić.






Na posmarowaną i obsypaną kaszą manną blachę wylewamy nasze ciasto i pieczemy. Można zastosować papier do pieczenia lub foremkę silikonową i też będzie dobrze. 
Kropki które widzicie to bąbelki powietrza, które wzięły się z przyspieszonej reakcji sody, którą wykorzystałam zamiast proszku. Jeśli chcielibyście zrezygnować z proszku do pieczenia to dajcie znać, opiszę Wam jak to zrobić.

Ps: kasza manna po upieczeniu w niczym nie przeszkadza.

Czas pieczenia: około 45 minut w 180 stopniach. Piekłam bez termoobiegu. Nie sugerowałabym się czasem pieczenia, a zastosowałabym metodę na węch i suchy patyczek :P




A tak ciasto prezentuję się chwilę po wyjęciu z piekarnika i sekundę przed pożarciem. 

Ciasto polałam zostawioną polewą i pokroiłam. Jak widać jest ono pulchne i delikatne. Moje jest dość niskie z uwagi na to, że wzięłam ogromną blachę i stosunkowo miałam bardzo mało ciasta.








Smacznego! 
I oczywiście dajcie znać czy skorzystaliście z przepisu oraz jak Wam smakowało. Uwielbiamy socjal media, więc zachęcam Was do odwiedzenia naszych profili oraz do oznaczania nas na swoich, jak już będziecie chwalić się rezultatami. Ciao!
Pizza w 15 minut? Bez piekarnika i specjalnych zdolności kulinarnych

Pizza w 15 minut? Bez piekarnika i specjalnych zdolności kulinarnych

Dość niewiarygodny ten tytuł, prawda? No, prawda, ale zaraz sami przekonacie się, że jest on w 100% prawdziwy. Wrzuciłam powyższe zdjęcie na IG gdzie daliście jasno do zrozumienia, że chcecie przepis. A więc oto i on.

Ciasto 

Moja patelnia ma średnicę około 28cm, jeśli macie większą lub mniejszą to z tego przepisu wyjdzie grubsze(ewentualnie można zrobić od razu 2 pizze :) lub cieńsze ciasto. Pizza będzie nadal smaczna, ale wtedy musimy dostosować czas pieczenia
  • 150 gram mąki pszennej - sypię na oko :P
  • 100 ml mleka(można użyć pół na pół, mleka i wody. Ważne jest to żeby użyć mleka jeśli dodawać będziemy sodę. Musi ona z czymś zareagować, a reaguje właśnie z mlekiem. Jeśli pieczemy na proszku to możemy użyć nawet samej wody, ale wtedy ciasto będzie bardziej gumowate.)
  • 1 łyżka oleju(lub jak się tam nam chlapnie :)
  • 1  łyżeczka proszku do pieczenia lub 1/3 łyżeczki sody oczyszczonej.
  • szczypta soli






Przygotowanie ciasta wygląda tak, że wrzucacie to wszystko do miski, garnka lub co tam macie pod ręką i mieszacie.













W momencie kiedy ciasto nadaje się do ugniatania to wstawiamy patelnię na gaz. Patelnia musi być dobrze posmarowana tłuszczem, w przeciwnym razie ciasto nam się przyklei. Kiedy patelnia się rozgrzewa (około ~190stopni) ugniatamy na szybko ciasto. Musi ono lekko kleić się do rąk i nie być zbite, jeśli jest za twarde to dajemy wody/mleka. Jeśli za bardzo się klei to podsypujemy mąką.






Rozciągamy (lub jak mamy wałek/butelkę itp.)rozwałkowujemy ciasto na wielkość patelni. Ja zrobiłam potrójną ilość żeby podzielić się  z żarłokami; em tzn. z resztą rodzinki :)












Wrzucamy ciasto na patelnię. Patelnię przykrywamy i pieczemy ~5minut. W tym samym czasie przygotowujemy nasz ser, wędlinki czy warzywka.


<- Mój mały pomocnik :)





Po tych 5 minutach zdejmujemy pokrywkę i podglądamy (możemy zajrzeć szybciej jeśli czujemy, że coś się przypala :P) czy ciasto jest gotowe, powinno być suche, z widocznymi rumieńcami lub jak kto woli brązowymi plamkami. Zapomniałabym dodać, że tak ma wyglądać od dołu, więc trzeba podnieść ciasto szpatułką(?) i sprawdzić.





Jeśli tak wygląda to obracamy ciasto po czym zmniejszamy gaz. Smarujemy naszą pizze sosem pomidorowym(ja robię go zazwyczaj z koncentratu, kilku kropel wody, oregano, soli i pieprzu). Po czym układamy resztę naszych dodatków, łącznie z serem i ziołami. Pokrywkę ponownie kładziemy na patelnię i zwiększamy płomień gazu. Pieczemy pod przykryciem ~5 minut.





Nasza pizza będzie gotowa w momencie kiedy spód ciasta będzie miał ponownie brązowe plamki, a ser będzie się rozpływał.

Teraz nie pozostaje nam nic innego jak zrobienie fotki na IG z #pizzazpatelni (ucieszę się, jeśli zechcecie nas oznaczyć :) oraz wcinanie naszego dzieła :) Mówiłam, że będzie prosto i szybko? Mówiłam, a wy nie wierzyliście. 




Smacznego!

HOT EYES STEAM Rozgrzewająca maska na oczy

HOT EYES STEAM Rozgrzewająca maska na oczy

Jakiś czas temu zarejestrowałam się w portalu Ambasadorka-Kosmetyczna. Jest to miejsce w którym możemy zostać ambasadorami marek, które dopiero pojawiają się w naszym kraju. Maseczka Hot Eyes Steam była to 3 kampania, do której szczęśliwie udało mi się dostać. Myślę, że rejestracja w portalu to strzał w 10, a zgłoszenie się do tej kampanii to Jackpot. Nigdy nie pomyślałabym nawet o tym, że maseczka może działać takie cuda.

Obiecanki cacanki?

Producent obiecuje, że maseczka zredukuje cienie pod oczami, zmniejszy opuchliznę, wygładzi skórę. Ma ona także przynosić natychmiastową ulgę zmęczonym oczom oraz je regenerować. Dzieję się tak ponieważ temperatura, którą osiąga maseczka, wpływa pozytywnie na krążenie krwi w okolicach oczu. Maseczka po wyciągnięciu z opakowania zaczyna reagować z tlenem i nagrzewać się aż do 40 stopni. Zaraz po wyjęciu jej z opakowania kładziemy na oczy i trzymamy 10 minut. Mamy wtedy czas dla siebie, więc  możemy się relaksować np. słuchając w tym czasie swojej ulubionej muzyki. Maski nie należy przetrzymywać na oczach dłużej niż 15minut, nie stosuje się jej mając włożone soczewki kontaktowe lub inne kosmetyki na oczach. Należy też zaniechać stosowania kiedy cierpimy na jakieś choroby. No dobra, tyle teorii, a teraz kilka słów ode mnie.

Mrauuu!

Tak, to było pierwsze co pomyślałam po zdjęciu maseczki z oczu. Początkowo zakładałam, że Hot Eyes Steam to "dużo krzyku o nic". Ale po 10 minutach, czyli bardzo szybko, zmieniłam zdanie. Maseczkę przetestowałam po powrocie z trasy, zazwyczaj po powrocie wyglądam jak chodzące zombie. Tym razem było podobnie. Z cieniami pod oczami nie radził sobie korektor, a zapałki w powiekach łamały się pod wpływem ich ciężaru. No więc, przygotowałam sobie cieplutką kąpiel z ulubioną bath bomb(om - odmienia się to słowo?), włączyłam ulubiony podcast, przygotowałam drinka i cała podekscytowana nowym produktem wskoczyłam do wanny. I tutaj zadziały się cuda. Maseczka zdecydowanie przyniosła ulgę zmęczonym oczom, cienie się zredukowały, lecz nie zniknęły całkowicie. Z powiek zniknęła opuchlizna. Ale to nie najważniejsze, ważniejsze jest to, że ciepło maseczki wpłynęło pozytywnie nie tylko na oczy lecz na całe ciało. Ciepło pozwoliło mi się zrelaksować jak nigdy dotąd. Było mi przyjemnie jak na masażu. Żal było mi ją zdejmować kiedy zadzwonił stoper. 

Warto?

Po ten produkt na pewno sięgnę jeszcze nie jeden raz. Choć maseczka nie jest wybitnie droga to też nie jest tania; około 10 zł za 1 maskę. Jednak kiedy przełożymy tą cenę na to jakie uczucie relaksu gwarantuje, to nagle staje się ona znikoma. Niestety nie znalazłam nigdzie informacji o tym, jak często można z takiej maski korzystać oraz czy składniki, które jednak jakoś reagują z tlenem nie wpłyną negatywnie na nasz wzrok/ oczy kiedy będziemy sięgać po nią częściej. Myślę, że przy zachowaniu umiaru nic nie powinno nam się stać, tym bardziej, że maseczkę stosować można wszędzie, czy to w samochodzie, wannie, łóżku czy biwaku. Jej transport także jest bardzo prosty, bo maska nie zajmuje wiele miejsca. Uważać natomiast trzeba tylko na to, aby przypadkowo nie uszkodzić opakowania, które według mnie jest bardzo mocne. W przypadku jego uszkodzenia do opakowanie dostanie się powietrze, a więc maska przereaguje w nim i później już nie zadziała na naszych oczkach. Szkoda, że nie jest ona wielorazowa, ale co zrobić. Nie istnieją produkty idealne.
Jak ugotować kaszę gryczaną? Kasza gryczana idealnie na sypko

Jak ugotować kaszę gryczaną? Kasza gryczana idealnie na sypko

 Kasza gryczana jest bardzo zdrowa zawiera w sobie mnóstwo błonnika i witamin, nie zawiera natomiast glutenu. Tak bardzo unikanego przez dużą część osób składnika :)
Kasz gryczana pasuje do mnóstwa potraw, można ją podawać z sosem, dodawać do kotlecików czy gołąbków. My lubimy ją wcinać na sucho z solą himalajską lub ze skwarkami. Jej przyrządzenie nie jest jakoś szczególnie trudne, wystarczy odrobina samozaparcia, 15 minut czasu i trochę oleju. Oczywiście nie obejdzie się bez soli jak i samej kaszy. :)
Jeśli kupujemy kaszę w sklepie to warto zwrócić uwagę na to, czy jest to kasza palona czy też nie. A ważne jest aby zwrócić na to uwagę, bo kaszę nie paloną wartowałoby przypiec, doda jej to odrobinę pysznego aromatu no i nie zrobi nam się tak łatwo paćka w czasie gotowania. Powiem wam jednak, że my, te dostępne w naszym kraju kasze też podpiekamy, nawet jeśli producent zapewnia na opakowaniu że kasz jest palona. Kupowanym za granicą odpuszczamy bo zazwyczaj są bardzo dobrze dopieczone.

Teoria za nami to teraz czas na praktykę. Na obiad dla 3 dorosłych osób zazwyczaj gotuję 2 szklanki kaszy w 4 szklankach wody. Można zmienić te proporcję pamiętając, że na 1 szklankę kaszy przypadają 2 szklanki wody.



1. Zagotowujemy wodę z łyżeczką soli i 2 łyżeczkami oleju.

2. Do wrzącej wody wrzucamy kaszę po czym od razu mieszamy, tak żeby gryka nie przywarła nam do dna rondelka.

3. Czekamy aż woda znów zacznie wrzeć po czym zmniejszamy ogień i co jakiś czas mieszamy. Ja nie przykrywam garnka, pozwalam wodzie swobodnie odparowywać.









4. Co jakiś czas mieszamy naszą kaszę aby nie przywarła. Widać już, że ziarenka zaczynają się otwierać, jednak kasza jest jeszcze twarda.
 5. Kiedy na dnie garnka została już śladowa ilość wody, wyłączamy gaz, przykrywamy garnuszek pokrywką i odostawiamy na 10 minut aby kasza wciągnęła resztę wody. Ja zawsze zawijam kaszę w pościel(podpatrzyłam to będąc dzieckiem u babci) co podtrzymuje jej temperaturę.

I tutaj uwaga, kaszę można spróbować, powinna być delikatnie twarda. W przypadku gdy kasza wydaje nam się być gotowa, można ratować ją odbierając wodę z garnuszka. Po czym jak wyżej; należy ją przykryć. W zależności od producenta, kraju pochodzenia lub stopnia podpieczenia kasza może potrzebować innej ilości wody. Kaszę gotuję już bardzo długo i dotychczas tylko raz musiałam odbierać wodę.






Tak wygląda moja gryka, nie koniecznie widać to na zdjęciu ale wyszła idealnie. Jest sypka, delikatna, nie twarda. No i nie jest paćką :) Tym razem wcinałam ją z samą solą. Mniam. 









Oczywiście zachęcam Was do wypróbowania w swojej kuchni tej instrukcji. Chętnie dowiem się czy udało Wam się zrobić grykę idealną oraz z czym lubicie ją jeść. Dajcie znać jeśli chcielibyście poznać kilka przepisów na wykorzystanie takiej kaszy.
Podsumowanie projektu Vizir 3-in-1 Pods

Podsumowanie projektu Vizir 3-in-1 Pods

Dwa miesiące po rozpoczęciu, a już ponad miesiąc po zakończeniu projektu Vizir 3-in-1 Pods przychodzimy do Was z jego podsumowaniem i krótką opinią o samym produkcie. Ale najpierw dla przypomnienia. Projekt Vizir 3-in- Pods został zorganizowany na stronie EveryDayMe. Dla ambasadorów marki Vizir; organizator przygotował pełnowartościowy produkt jakim było całe opakowanie kapsułek do prania o zapachu Alpine Fresh. Dla naszych przyjaciół o rodziny otrzymaliśmy 20 pojedynczo pakowanych kapsułek o takim samym zapachu. Kapsułki zapakowane były w urocze malutkie kartoniki. Otrzymaliśmy też trochę ulotek i przewodnik ambasadora.

Producent obiecywał, że kapsułki będą czyścić, wybielać i nadawać blask tkaninom. Nie do końca w to wierzyliśmy, ale po ostatecznych testach i ostatnich wykorzystanych kapsułkach przyznać musimy, że miał on rację. Pranie jest wyjątkowo czyste, nawet białe skarpetki, które zdążyły zszarzeć przez bieganie w nich boso po domu, odzyskały swój naturalny kolor. Tzn, znów są białe i wyglądają dużo lepiej niż po poprzednich praniach. Wszystko jest ładnie doczyszczone i wybielone. Na szczęście zastosowany "wybielacz" nie niszczy kolorowych tkanin, a przynajmniej nie zaobserwowaliśmy takiego działania. A przyznać musimy, że ubieramy się raczej dość kolorowo. Jedynym minusem jaki zauważyła Kamila był zapach. Według niej pranie po prostu cuchnęło, na szczęście zapach nie utrzymywał się bardzo długo, więc  kapsułkom zostało to wybaczone. Nikt inny z rodziny ani przyjaciół nie narzekał na zapach, a wręcz przeciwnie chwalono go, więc to zapewne była kwestia gustu.

Jeśli chodzi o cenę(po rozeznaniu się trochę w sklepach internetowych)  to nie jest ona szczególnie duża ale też nie najniższa, w przeliczeniu na jedno pranie. Koszt jednego prania to około 1,2 pln. Oczywiście cena może się różnić w zależności od tego gdzie zakupione zostaną kapsułki oraz od pojemności opakowania. My osobiście zrezygnowaliśmy z dodawania płynów do płukania kiedy stosowaliśmy kapsułki, więc koszt kapsułki równał się całkowitemu kosztowi prania.

Podsumowując, my jesteśmy zdecydowanie na tak, ale w innym wariancie zapachowym. Na pewno kiedy "wykończymy" wszystkie dostępne w domu detergenty do prania to sięgniemy po te kapsułki. 

Są one dla nas bardzo atrakcyjne z uwagi na;
  • przystępną cenę,
  • dostępność w sklepach
  • dobrą jakość i radzenie sobie z trudnymi plamami,
  • łatwe przechowywanie,
  • estetyczne opakowanie, które łatwo schować w łazience/ pralni. Opakowanie należy dobrze schować przed dziećmi, żeby te przypadkiem nie spożyły ładnie wyglądających kapsułek,
  • możliwość stosowania w niskich temperaturach,
  • uniwersalność(ta sama kapsułka dla białych i kolorowych ubrań),
  • 3 różne warianty zapachowe,
  • różne wielkości opakowań; 15, 17, 32, 34, 38, 48. Wielkość zależna jest od wariantu zapachowego a zarazem od rodzaju środka piorącego,
  • łatwo rozpuszczalną kapsułkę, która nie pozostawia po sobie resztek w praniu.
Jako, że Kamila jest chomikiem, i wszędzie w domu upycha swoje przydasie to i pudełko po kapsułach znalazło nowe zastosowanie. W tej chwili opakowanie stało się nowym domem dla koralików Toho. ba... pytanie gdzie ona ich nie upchała... ?
i jeśli ktoś chciał napisać, że w łazience ich na pewno nie ma to by się bardzo pomylił. 
Udanego tygodnia:) Dajcie znać, czy kapsułki sprawdzają się i Was.

Zarabianie na YouTube...

Zarabianie na YouTube...


... moje zdanie i nie jestem YouTuberem!
Coraz więcej ludzi rozpoczyna karierę na YouTube. Staje się to najpopularniejszym sposobem na życie wielu internautów. Jednak aby na YouTube się wybić musimy posiadać jakiś talent lub pomysł, który się przyjmie. Wydaje się, że nagranie filmu jest takie proste, jednak to nawet nie połowa sukcesu. Sam fakt, że wrzucimy jakiś film do sieci nie gwarantuje nam sukcesu i profitów. W sieci wybijają się nieliczni, Ci z dużym szczęściem lub Ci ze znakomitym kontentem. 

Zatem jak zarabiać na YouTubie? 

Musisz stać się popularny, a żeby to osiągnąć, należy nagrywać takie filmy na które znajdzie się popyt. 

AdWords- jak to wygląda w praktyce?

Jednym ze źródeł dochodu youtuberów są reklamy firmy Google, a dokładniej AdWords. Ich umiejscowienie jest różnorakie, najbardziej zauważalne są te wyświetlane przed lub w trakcie trwania filmu. Niektóre można przewinąć po kilku sekundach, a inne musimy oglądać. Te mniej irytujące :) wyświetlane są w formie baneru nad playlistą, bądź nad proponowanymi do obejrzenia filmami. W serwisie znajdziemy też reklamę, która wyświetla się w formie nakładki u dołu trwającego filmu, zazwyczaj jest ona na wpół przeźroczysta.

Product placement

Kolejnym sposobem zarobku youtuberów jest "lokowanie produktów" (wiki). Firmy chcące skorzystać z takiego sposobu pozyskiwania klientów kontaktują się bezpośrednio z prowadzącym kanał i składają ofertę. Czy prowadzący się się zgodzi to już jego prywatna decyzja. Taki sposób zarobku ma jedną dużą wadę; ludzie nie lubią być oszukiwania i wolą wprost usłyszeć, że dana osoba reklamuje to, to i to. Kiedy ten fakt ukryjemy, a wyjdzie to na jaw utracimy naszą wiarygodność, a to może skutkować końcem naszej kariery.

Swoja marka!

Jeśli interesujesz się YouTubem to zauważyłeś zapewne, że duże grono Youtuberów posiada własne sklepy z koszulkami, kubkami i innymi tego typu gadżetami. Jednak żeby sprzedaż tego typu przedmiotów miała sens musimy posiadać nie małe grono subskrybentów chcących zakupić produkt z naszym logiem. 

Z YouTube do TV

Prowadzisz już swój kanał i masz nie małe stadko subskrybentów? To może pora wziąć przykład z kolegów i zaistnieć w TV. Jest to niesamowita reklama ale też przygoda, spójrz na pana Radka Kotarskiego i jego udział w reklamach Banku Millennium. Wiadomo, że do TV o wiele trudniej się dostać niż do internetu, ale warto próbować. Może wystarczy wyjść z jakąś ciekawą ofertą? A może sam ją wkrótce otrzymasz.

Ile tak naprawdę można zarobić?

Niestety Youtuberzy nie chętnie odpowiadają na pytania dotyczące zarobków, tłumacząc się regulaminem umowy partnerskiej. Wiele osób poleca stronę Socialblade.com aby wyliczyć zarobki popularnych Youtuberów, jednak strona ta nie do końca współgra z polskimi standardami. 
Wychodzi na to, że na praca na YouTubie choć nie łatwa może przynieść duże zyski. Jednak jak duże przekonamy się tylko tworząc swój kanał i nagrywając swój program.
Masz jakieś uwagi? Zapraszam do komentowania!

Copyright © 2018 Prze- Testujemy wszystko , Blogger